Aktualności

8 kwietnia 2021
45. rocznica wielkiego triumfu polskiego hokeja. Cud w katowickim „Spodku”
Dzisiaj 45. rocznica wielkiego zwycięstwa Polski ze Związkiem Radzieckim. Przypominamy z tej okazji tekst o znakomitym meczu Biało-Czerwonych.

Kiedy niemożliwe staje się możliwe – ten cytat idealnie pasuje do meczu z 8 kwietnia 1976 roku. W tym dniu Polacy pokonali w wielkim stylu reprezentację Związku Radzieckiego. Po końcowej syrenie kibice płakali ze szczęścia.

Wiosną 1976 roku w katowickim „Spodku” odbyły się Mistrzostw Świata i Europy grupy A. Na otwarcie 8 kwietnia Biało-czerwoni zmierzyli się ze Związkiem Radzieckim, który był hokejowym zespołem marzeń, 14-krotnym mistrzem świata i 5-krotnym mistrzem olimpijskim.

Przed tym starciem nasza kadra narodowa rozegrała 27 spotkań z ZSRR i wszystkie przegrała, tracąc średnio dziesięć bramek na mecz. Dwa miesiące wcześniej na Igrzyskach Olimpijskich w Innsbrucku Sowieci zlali Polaków 16:1. Do Katowic przywieźli bardzo mocną ekipę, w jej składzie było piętnastu zawodników, którzy w Austrii sięgneli po złote medale olimpijskie.

– Te 1:16 było moją największą porażką w karierze. Przed spotkaniem w „Spodku” trener Józef Kurek prosił nas, abyśmy jak najdłużej utrzymali bezbramkowy remis. Nikt nie mówił o strzelaniu goli Rosjanom. To wydawało się niemożliwe – wspominał Wiesław Jobczyk w „Przeglądzie Sportowym”.

Mecz był transmitowany w telewizji z opóźnieniem. Władze PRL obawiały się gwizdów podczas grania hymnu Związku Radzieckiego oraz kompromitującej porażki. Stojący w bramce Andrzej Tkacz wyczyniał cuda, chociaż dzień przed spotkaniem został pobity przez Służbę Bezpieczeństwa!

- Wracałem do hotelu, gdy z samochodu przed Novotelem, w którym mieszkaliśmy, wyszło dwóch tajniaków. Zapytali, dlaczego tu się kręcę. Nie uwierzyli, że jestem zawodnikiem reprezentacji Polski i idę na zbiórkę. Na te mistrzostwa nazwożono esbeków z całego kraju. Nie każdy musiał znać się na hokeju. Miałem pecha, bo trafiłem na mniej rezolutnych. Wciągnęli mnie do auta. Próbowałem wyciągnąć przepustkę, a oni wówczas psiknęli mi w oczy gazem łzawiącym. Może myśleli, że sięgam po broń – opowiadał Andrzej Tkacz w „Przeglądzie Sportowym”.

- Uratował mnie jakiś major. Przechodził obok i mnie poznał. Potem nawet przepraszali, ale oczy były całe czerwone i piekły. Coś tam jednak widziałem, broniąc strzały Ruskich – śmiał się wybitny bramkarz.

W pierwszej tercji bramki zdobyli Mieczysław Jaskierski i Ryszard Nowiński. Pierwszy strzałem z nadgarstka umieścił krążek w bramce, a Nowiński, który debiutował w reprezentacji, zaskoczył bramkarza sprytnym uderzeniem. Polska prowadziła 2:0.Trener Sbornej był tak zaskoczony, że zmienił nawet bramkarza. Szkoleniowiec Borys Kułagin w miejsce Aleksandra Sidelnikowa wprowadził Władysława Tretjaka - 23-latek miał już w swoim CV dwa mistrzostwa olimpijskie i pięć mistrzostw świata! Ta zmiana rywalom nic nie dała, Polacy wciąż strzelali bramki. W rewelacyjnej formie był Jobczyk, który zaliczył hattricka! Kolejne trafienie dorzucił Jaskierski.

Po każdej bramce w „Spodku” gwar był ogromny. - Hala była pełna ludzi i był w niej potężny hałas – przyznawał napastnik Andrzej Zabawa. Nasz kraj był w strefie wpływów Związku Radzieckiego, dlatego kibice jeszcze mocniej przeżywali sensacyjną wygraną 6:4. Po końcowej syrenie goście byli oszołomieni, a dziesięć tysięcy widzów w „Spodku” wiwatowało, płakało ze szczęścia. To był cud.

Po tej wielkiej wiktorii obiecano hokeistom po małym fiacie. W trakcie trwania turnieju drużyna pojechała do fabryki w Tychach i każdy z zawodników wybrał sobie kolor. Aby jednak dostać samochód, zespół musiał utrzymać się w grupie A.

- Ten mecz kosztował nas niesamowicie dużo sił, byliśmy tak zmęczeni, że nie potrafiliśmy zasnąć w hotelu – wspominał Zabawa. Na drugi dzień wyczerpana reprezentacja przegrała aż 0:12 z Czechosłowacją, późniejszymi mistrzami świata. Na koniec turnieju Polacy zajęli 7., przedostatnie miejsce, i spadli do grupy B. Zamiast samochodów hokeiści dostali po ... zegarku.

O wielkim triumfie nad hokejową potęgą pamiętać się jednak będzie przez kolejne dekady.

 

Mistrzostwa Świata - 8.04.1976, Katowice 
 

POLSKA – ZWIĄZEK RADZIECKI 6:4 (2:0, 3:2, 1:2)

1:0 - Jaskierski 10:27, 2:0 - Nowiński 14:33, 2:1 - Michajłow 20:38, 3:1 - Jobczyk 22:45, 4:1 - Jaskierski 23:06, 4:2 - Jakuszew 25:16, 5:2 - Jobczyk 26:48, 5:3 - Charłamow 53:50, 6:3 - Jobczyk 58:57, 6:4 - Michajłow 59:09.

 

SKŁAD REPREZENTACJI POLSKI: Andrzej Tkacz (GKS Katowice) – Robert Góralczyk (KS Baildon Katowice), Andrzej Szczepaniec (GKS Katowice), Stanisław Szewczyk (ŁKS Łódź), Jerzy Potz (ŁKS), Kordian Jajszczok (GKS Katowice), Marek Marcińczak (GKS Katowice) - Walenty Ziętara (Podhale Nowy Targ), Mieczysław Jaskierski (Podhale Nowy Targ), Stefan Chowaniec (Podhale Nowy Targ) Zdzisław Włodarczyk (ŁKS), Józef Stefaniak (ŁKS), Ryszard Nowiński (ŁKS), Wiesław Jobczyk (Baildon Katowice), Leszek Kokoszka (Legia Warszawa), Andrzej Zabawa (Baildon Katowice), Henryk Pytel (Zagłębie Sosnowiec), Karol Żurek (Baildon Katowice).

W rezerwie: Henryk Wojtynek (Naprzód Janów), Henryk Gruth (GKS Katowice).

Trener: Józef Kurek. Asystent trenera: Emil Nikodemowicz.