Hokeista kadry narodowej pięć razy zdobył mistrzostwo Polski z GKS Tychy. - Nie mam jednak w domu ani jednego złotego medalu, bo przekazałem je na aukcje charytatywne. Cieszę się, że mogłem pomóc innym, a tak medale leżałyby zakurzone w kartoniku na półce – przyznaje napastnik.

Zdecydował się pan na zakończenie kariery. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść?

ADAM BAGIŃSKI: Niepokonanym... To bardzo ważne słowo w tej piosence. Przez wiele lat grałem i trenowałem na sto procent, ale przyszedł odpowiedni moment, aby pożegnać się z kolegami z tafli, kibicami, trenerami. Hokej zawsze był niesamowicie ważny w moim życiu, zakochałem się w tej dyscyplinie, kiedy miałem trzy lata i tata wziął mnie na trening. Kontynuowałem tradycje rodzinną i to rozstanie jest dla mnie emocjonalne, czuję się tak, jakbym rozstawał się z kimś bliskim, przykładowo z bratem. Ale jestem też szczęśliwy, bo robiłem to, co kocham, i nieźle sobie radziłem.

Ma Pan za sobą mnóstwo spotkań rozegranych w kadrze narodowej, w tym udział w wielu turniejach mistrzostw świata. Które były dla pana wyjątkowe?

ADAM BAGIŃSKI: Ważny był turniej w 2014 roku, kiedy po latach marazmu, udało nam się awansować do Dywizji pierwszej grupy A. Dwa kolejne sezony też były udane, bo najpierw w Krakowie, a później w Katowicach rozegraliśmy w MŚ sporo dobrych spotkań, niewiele nam zabrakło do awansu do elity, bo promocję uzyskały dwie pierwsze drużyny, a my dwukrotnie zajmowaliśmy trzecie miejsce. Dla naszego hokeju to była nowa jakość i krok do przodu.

Które mecze w kadrze narodowej utkwiły panu najbardziej w głowie?

ADAM BAGIŃSKI: Bardzo miło wspominam mecz z 2004 roku w katowickim „Spodku” z gwiazdami NHL. Mieliśmy wtedy okazję zmierzyć się ze znakomitymi zawodnikami, między innymi w bramce rywali był Dominik Haszek. Trybuny były wypełnione, a my walczyliśmy z hokeistami z NHL, przegraliśmy dopiero w rzutach karnych. Jako reprezentacja bardzo dobrze pokazaliśmy się również w 2014 roku podczas turnieju EIHC w Gdańsku, który wygraliśmy, zwłaszcza zwycięstwo z Białorusią 4:2 było cenne, bo pokonaliśmy ich po długiej przerwie. Dla mnie jednak zawsze występy z orzełkiem na piersi były bardzo ważne, spełniłem w ten sposób jedno ze swoich marzeń. Przy okazji chciałbym podziękować wszystkim trenerom kadry narodowej, którzy mi zaufali.

Przez siedemnaście lat grał pan w GKS Tychy. Zdobył pan z klubem pięć tytułów Mistrza Polski, siedem Pucharów Polski oraz trzy Superpuchary. Który z tych sukcesów uważa pan za najważniejszy?

ADAM BAGIŃSKI: Ciężko wybrać ten jeden, ale zdobycie pierwszego tytułu to wyjątkowe wydarzenie. Miałem wtedy 25 lat i zrealizowałem kolejne marzenie. Nie przypuszczałem jednak, podobnie jak koledzy z GKS Tychy, że tak długo będziemy czekać na następny triumf w lidze. Prześladowały nas zwłaszcza drugie miejsca, po przegranych finałach mieliśmy dosyć, ale nieważne ile razy upadasz, a najważniejsze ile razy potrafisz się podnieść. Po dekadzie znowu zdobyliśmy mistrzostwo i później były kolejne złote medale. Ten ostatni w tym sezonie też wywalczyliśmy na lodzie. W sezonie zasadniczym byliśmy najlepszym zespołem, odparliśmy ataki Unii, Jastrzębia, czy Podhala.

Pan jednak nie przywiązuje uwagi do medali.

ADAM BAGIŃSKI: Mam w domu srebrne krążki, czy brązowy, ale nie mam ani jednego złotego medalu, bo przekazałem je na aukcje charytatywne. Cieszę się, że mogłem pomóc innym, a tak medale leżałyby zakurzone w kartoniku na półce.

Jest pan zadowolony ze swojej kariery?

ADAM BAGIŃSKI: Hokej dał mi bardzo wiele, mogłem realizować sportową pasję. Cieszę się, że spędziłem tyle lat w jednym klubie, w jednym miejscu. W Tychach poznałem wartościowych ludzi. Gdybym cofnął się w czasie, niczego bym nie zmienił, chociaż nigdy nie wyobrażałem sobie z żoną, że z Gdańska wylądujemy na Górnym Śląsku i tak nam się tutaj spodoba.

Czy stał się pan trochę przyszywanym Ślązakiem?

ADAM BAGIŃSKI: Raczej tak bym się nie określił, w Tychach czuję się jak w domu, ale gwarę śląską znam bardzo słabo. Pamiętam, że w Tyskiej Galerii Sportu przetestowano mnie ze znajomości śląskich słówek, zwrotów i wypadłem fatalnie.

Jakie ma pan plany na przyszłość?

ADAM BAGIŃSKI: Nie mam ich jeszcze sprecyzowanych. Skończyłem studia na kierunku wychowanie fizyczne, mam papiery trenera drugiej klasy, robię studia podyplomowe na kierunku menedżerskim. Jestem gotowy na nowy etap w życiu.