„Krystian Sikorski, najlepszy napastnik Polski”, „Dwie bramki Swobody, dwie bramki Sikorski, Polonia mistrzem Polski” - takie przyśpiewki wymyślali kibice w latach 80.
Napastnik ma w swoim CV pięć tytułów mistrzowskich wywalczonych z Polonią Bytom. Złote medale zdobywał z drużyną w 1984, 1986, 1988, 1989 i 1990 roku. Był ważnym graczem śląskiego zespołu oraz reprezentacji Polski.
Do kadry trafił przez przypadek
Sikorski treningi rozpoczął w wieku jedenastu lat i co ciekawe, rodzice o tym, że trenuje hokej dowiedzieli się dopiero, kiedy miał 15 lat! - Sprzęt, strój dostałem po poprzednich zawodnikach, nie przynosiłem go do domu, przepoconą bluzę rozwieszałem w kotłowni, która wtedy funkcjonowała. Dlatego rodzice przez tak długi czas nie wiedzieli, że jestem zawodnikiem Polonii – tłumaczy z uśmiechem.
- Przez przypadek zostałem powołany do reprezentacji juniorów. W Bytomiu odbyło się zgrupowanie i zabrakło w kadrze jednego zawodnika, trener Polonii Tadeusz Nikodemowicz mnie polecił. To, że znalazłem się w reprezentacji dało mi niesamowitego kopa do trenowania. Odpuściłem wszystko, imprezy, dyskoteki, czasami trenowałem nawet w piwnicy, waliłem wtedy krążkiem po ścianach – wspomina zawodnik, którego kibice pamiętają ze świetnych akcji w ataku, ale także końskiego zdrowia.
Kanadyjczycy byli zaskoczeni
W jednym z meczów z Naprzodem Janów hokeista doznał złamania żeber. - Bolało jak cholera, ale dostałem blokadę i nie odpoczywałem, tylko dalej grałem – opowiada. W całym sezonie 1987/88 Polonia przegrała tylko jedno spotkanie i to po dogrywce! - Trenerzy Emil i Tadeusz Nikodemowiczowie do każdego meczu przygotowywali nas jak do finału. To procentowało – zaznacza.
W Polonii Krystian Sikorski grał w formacji razem z Romanem Stankiem i Zbigniewem Siurkiewiczem. Trenerzy określali ich atakiem „Karguli”. Dlaczego? - Bo byli to zawodnicy, którzy urodzili się i wychowali bardzo blisko lodowiska – tłumaczył trener Tadeusz Nikodemowicz.
W reprezentacji Polski napastnik rozegrał 98 meczów i strzelił 25 goli. Jest dwukrotnym olimpijczykiem, grał w 1984 w Sarajewie i cztery lata później w Calgary. Na igrzyskach w Kanadzie Biało-Czerwoni w meczu z gospodarzami zagrali bardzo dobry mecz, w końcu przegrali tylko 0:1. - Dwadzieścia pięć tysięcy widzów było zaskoczonych, że możemy tak grać. Trafiłem wtedy w poprzeczkę, krążek spadł za plecy bramkarza i wylądował na linii...- wspomina Sikorski. Potem był remis ze Szwecją i wygrana z Francją. Niestety na dopingu złapano Jarosława Morawieckiego i wynik meczu z Francją zweryfikowano na korzyść rywali.
Niemiecka Polonia
Sikorski grał także w niemieckim Herner EV oraz pracował jako trener. Od lat mieszka w miejscowości Castrop-Rauxel w pobliżu Dortmundu. - Na Westfalii zajmuję się przeglądem technicznym, serwisem urządzeń przeciwpożarowych – przyznaje znakomity hokeista. - W trakcie pandemii pracuję, bo jako serwisant mam bardzo ograniczony kontakt z ludźmi – tłumaczy. Niedawno 14 kwietnia reprezentant Polski obchodził 59 urodziny. - Imprezy nie mogłem zorganizować ze względu na obostrzenia dotyczące epidemii koronawirusa – przyznaje.
W Niemczech mieszka wielu byłych świetnych hokeistów Polonii. - Najczęstszy kontakt mam z Romanem Stankiem, który jest teściem mojej córki. Zresztą atak „Karguli”, jak nazywał nas Tadeusz Nikodemowicz, czyli Stanek – Siurkiewicz – Sikorski, mieszka w Niemczech blisko siebie. W Castrop-Rauxel mieszka też Leon Kaleja, a w okolicy Andrzej Partyka, czy Andrzej Swoboda. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt. W latach 80., kiedy graliśmy w Polonii, żyliśmy jak jedna, wielka rodzina. Doskonale się znaliśmy, wiedzieliśmy o sobie wszystko, poza lodowiskiem także spędzaliśmy mnóstwo czasu – mówi.
- W domu na poddaszu zrobiłem dla mojego wnuka specjalny pokój, na ścianach są medale, koszulki, odznaki, proporczyki z mojej kariery. To jego miejsce i wnuk nie wpuszcza tak łatwo do pokoju inne osoby. Mówi każdemu: „Chcecie zobaczyć trofea dziadka, musicie mi postawić loda” - kończy uśmiechnięty Sikorski.