- Myślę, że jeśli ktoś miał jakieś uwagi do zabezpieczenia zgrupowania, to powinien był wtedy o tym mówić. Tymczasem w trakcie obozu nikt nie miał zastrzeżeń, a teraz trwa polowanie na czarownice - mówi trener kadry narodowej.
W dniach 19-26 lipca hokeiści przebywali na zgrupowaniu w stolicy. Wszyscy, którzy w nim uczestniczyli, czyli zawodnicy oraz sztab szkoleniowy przechodzą testy na obecność koronawirusa COVID-19. Wśród osób, które mają wynik pozytywny, znalazł się selekcjoner reprezentacji Polski Robert Kalaber.
- Gdyby nie było epidemii koronawirusa, to sądziłbym, iż dotknęło mnie co najwyżej przeziębienie - przyznaje w wywiadzie dla portalu JasNet, sporo mówiąc na temat zgrupowania kadry w Warszawie. - W moim przekonaniu wcale nie było tak źle, jak mówią o tym niektórzy krytycy. Oczywiście od razu zaznaczę, że rozumiem problemy, z jakimi obecnie borykamy się my wszyscy, a także nasze rodziny i pracodawcy. Uważam jednak, iż powinniśmy ze spokojem podejść do tej sytuacji. Nie wiemy przecież, kto naprawdę mógł być źródłem zakażenia. Wszak nikt - nie tylko hokeista - nie jest w stanie przewidzieć, gdzie i kiedy mógł zostać zarażony! Co więcej, nikt nie jest w stanie odpowiedzialnie wskazać jednej osoby jako źródła zakażenia! A przecież większość zawodników była w lipcu na wakacjach, także poza Polską – zaznacza szkoleniowiec.
- Musimy w końcu zrozumieć, że każdy zespół prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z tym problemem. Musielibyśmy całkowicie zrezygnować z uprawiania jakiegokolwiek sportu, aby zachować najsurowsze obostrzenia. Podobne problemy są przecież także w Czechach i na Słowacji, bo drużyny zaczęły ze sobą grać. Problem z COVID-19 polega na tym, że bardzo łatwo go złapać – dodaje Kalaber.
Cały wywiad pod LINKIEM